Najnowsze wpisy, strona 37


lip 27 2003 ReGgAe NiGhT =DDDD
Komentarze: 24
  Nie pisalam dlugo,bo zawsze jak zabieralam sie za notke,cos mnie od tego odwodzilo=)) Dzisiaj za to napisze chyba najdluzsza notke w swoim zyciu,bo wydarzylo sie u mnie duuuuuzo przez te ostatnie 24h =DDDD Jeszcze dobe temu szalalam na festiwalu reggae w Ostrowie Wielkopolskim i powiem Wam,ze ZA ROK MUSICIE SIE TAM KONIECZNIE WYBRAC!!! =))) To jest zajebista sprawa byc na takim koncercie.Wiedzialam,ze bedzie super,bo reggae co prawda slucham od niedawna,a wlasciwie to tylko Boba Marleya,ale ten klimat od razu mi sie spodobal. Przez to cale zamieszanie nie spalam 30h a jeszcze wiecej nie jadlam=))) Bylam tam z Agata i z jej chlopakiem,Lukaszem i zylismy wlasciwie tylko na browarkach,colach,tymbarkach itp.=)) Wiecie,organizacja organizacją,wiec dojazd musial byc dokladnie zaplanowany. Wszystko bylo dobrze:)) Kiedy zostal nam jeszcze czas do pociagu do Ostrowa,wstapilismy sobie do baru o bardzo ciekawym wystroju. Trzeba o tym wspomniec,bo ow lokal mial barwy seledynowo-rozowe,ktore rzeczywiscie...Ladnie ze soba wspolgraja buhahaha=)))) Ale to nic:)) Na miejsce dotarlismy bez problemu. Okazalo sie jednak,ze na Piaski,gdzie ten festiwal mial miejsce,musimy zasuwac kawalek. Zajelo nam to ponad godzinke=)) Szczesliwi,ze widzimy tluuumy ludzi,ujrzelismy tez jeziorko,pierwszych nacpanych typkow i uslyszelismy ten magiczny dzwiek bebenkow=DDD Kiedy weszlismy do namiotu,zakochalam sie w reggae po uszy=DDD Na scenie gral juz jeden z zespolow,ktore naprawde byly swietne,a wszyscy tanczyli w rytm muzyki niemal identycznie. O 19 wszystko sie rozkrecilo. Ja z Agata zaczelysmy niezle wywijac i potem juz tylko czas lecial i lecial...Klimat panowal tam po prostu wspanialy! Ludzie sie do siebie usmiechali w czasie tanca; kiedy potrzebowalam z Agata pomocy,to niejeden czlowiek chcial nam pomoc i staral sie to zrobic,jak tylko mogl. Najwazniejsza byla jednak muzyka. Za Zu Zi,Good Religion i Village of Peace to zespoly,ktore spodobaly mi sie najbardziej. Tam nikt nie patrzyl na innych,wszyscy swietnie sie bawili:)) Ja wybralam sie na ten festiwal w sandalach i musialam uwazac,zeby jakis osobnik w glanach mnie nie nadepnal,bo by zle bylo,ale na szczescie nic sie nie stalo=DDD W pewnym momencie jakis chlopak podniosl Agate na rece i postawil ja na scenie=)))) Potanczyla,zeskoczyla,a potem trafilam tam ja=)))))) Swietna zabawa!!!! Swietna atmosfera,ktorej nie da sie opisac,bo nawet najbogatsze slowa nie oddadza tego,co tam sie dzialo. Pelno osobownikow w dredach,mnostwo bebenkow i reggaeeeeeee !!! Mniej wiecej w polowie zrzucali ze sceny jakies koszulki,zlapalam,chyba pierwszy raz mialam takie szczescie,ale nie byla to koszulka ze znaczkiem festiwalu,ale z jakims napisem "Kurier Ostrowski". Dobre i to;)) Festiwal trwal 9h. Zakonczyl sie o 4 nad ranem,wiec razem z Agata i Lukaszem rozlozylismy sie na kocu na plazy i czekalismy,az sie rozjasni=D Puszczalam sobie dzynki do wiekszosci osob z moje ksiazki telefonicznej;)) W miedzyczasie sluchalismy tez rozmowy pewnych napitych,nacpanych albo jedno i drugie dziewczyn,ktore postanowily zazyc kapieli w jeziorku:)) Niezly lach lecial:)) Jeszcze wiekszy byl,kiedy na pomoscie podeszlo do mnie i Agaty dwoch typkow z winem jablkowym w butli po "Ibizie" (wiecie,taka oranzada;)). Porozmawialismy sobie o ich zyciu,troche o naszym,ale w zasadzie byla to rozmowa o niczym=))) O 5 rano wyruszylismy na pociag,czyli kolejna godzinka spacerkiem=)) Z radoscia na twarzach zobaczylismy,ze pociag mamy za 30 minut.I co sie okazalo? W niedziele nie kursuje...Byla 6 rano,a my bylismy glodni jak wilki.Kasy mielismy tyle co nic,wlasciwie tylko na bilet i cos do picia,ale na pewno nie na porzadne jedzenie=)) Nastepny pociag byl o 15.30. Komu by sie chcialo w taki upal czekac;)) Nie tracac zimnej krwi,wyruszylismy na dworzec PKS. "Nasz" autobus wyjezdzal dopiero o 15.20...Zgadnijcie,co zrobilismy. Tak,tak,najprostsze rozwiazanie-na stopa=)))) A wiecie ile czasu tym stopem jechalismy? 10 bitych godzin=))))) Oplacilo sie jednak,bo w domku bylismy o wiele wczesniej,niz jesli bysmy wybrali pociag ;))) Przesiadalismy sie 6 razy...Poznalismy troche ludzi,posmialismy sie z nich:))) W jednym ze sklepow,w ktorych nabywalismy kolejna juz butelke picia wyczulismy nawet zapach ganji ;)))) Pierwsze 3 samochody jechaly w tym kierunku,co my,ale tylko 4,moze troche wiecej,kilometrow. Po godzinnym postoju z nadzieja na zlapanie jakiegos samochodu, postanowilismy isc pieszo i lapac samochody po drodze. Byla to jezdnia,na ktorej jedno autko pojawialo sie srednio raz na 10 minut:))) W akcie desperacji Aga chciala zatrzymac autobus i jej sie to udalo=DDD Mielismy 2/3 drogi za soba:)))) Za darmo of korz;)) Potem bylo juz latwo:]] W miedzyczasie byla tez akcja pt."Sciema dla rodzicow" =]] Najpierw dzwonila moja mama,zeby sie dowiedziec,o ktorej wracam,gdzie jestem bla bla:))) Puscilam scieme,ze za jakies 4h po tym jak dzwonila mamy autobus do domu,bo gdyby dowiedziala sie,ze jedziemy na stopa to ojjj...byloby zle=))) Podobna sytuacja byla z Agaty mama. Ja juz nie moglam ze smiechu,jak opowiadala mamie o naszym dojezdzie do domu=))) Omijala jak tylko mogla slowa "Na stopa",a ostatnie zdanie jej mamy brzmialo: "To przyjedzcie na stopa,jak chcecie". I zrozum rodzicow=))) W rezultacie na picie stracilismy tyle samo kasy,co poszloby na bilety=)))) Ale powiem Wam,ze bylo warto=))) Najwieksza ulga spadla na nas,kiedy spoceni i zmeczeni, zarowno psychicznie jak i fizycznie,spacerujac po ulicach Rawicza,zobaczylismy fontanne! To bylo jak fatamorgana,ale na szczescie fontanna okazala sie prawdziwa;))) Tyle sie nasmialismy w ciagu tych 10h,ze to jakies nieporozumienie=))) Ja do tej chwili nie wierze,ze to wszystko dzialo sie w przeciagu 24h. Zwlaszcza ten festiwal...Niby trwal 9h,a przelecial doslownie jak w 1h....Wszystko,co dobre,szybko sie konczy. Szkoda. Pocieszam sie faktem,ze za rok odbedzie sie nastepny festiwal;))) Pamietacje,ze "muzyka reggae jest muzyka przeciwko systemowi,ktory nakazuje,jak zyc i jak umierac" =DDDD Wybor nalezy do Was!!! =)))
*delfi* : :
lip 17 2003 Auc...=PPP
Komentarze: 16
   Nawet wiecej niz auc...;))) Przed chwila wrocilam z wycieczki rowerowej,podobnie jak ostatnio,do Ryczenia i wlasciwie nie mam sily,zeby zrobic cokolwiek oprocz powolnego poruszania sie po mieszkaniu,zwlaszcza ze pierwsza polowe dnia spedzilam na basenie=)) Musialam sie tam wybrac z mlodszym bratem,bo nikt nie chcial ze mna isc (=P),a maly,kiedy tylko znalazl sobie kolegow,poszedl do nich,a mnie zostawil sama. Na szczescie spotkalam kilku znajomych i z nimi spedzilam wiekszosc czasu:)) Zaraz po powrocie szybki prysznic i oczekiwanie na wycieczke.Ale co sie dzialo zanim wyjechalismy...Myslalam,ze zabije Agate,z ktora m.in.mialam jechac,ale wszystko po kolei=)) Czekalam w domku na Jarka,bo on tez mial jechac i szukalam kluczy do piwnicy,gdzie mam schowany moj rower=) I co sie okazalo? Ze kluczy nie ma,bo moj ojciec wzial je ze soba do pracy.Niby nic takiego,ale po pierwsze: zaklad mojego ojca umieszczony jest na gorowskim zadupiu,do ktorego nie wiadomo gdzie jest wejscie,wiec po klucze isc nie moglam.Po drugie: nawet gdybym miala telefon do tego zakladu,w 99% nikt by nie odebral (tak mi powiedziala ciotka,od ktorej chcialam nr;)).Po trzecie: Moglam przeciez jechac czyims rowerem,ale jakos nie bylo okazji,zebym jechala na rowerze z rama,a sie nie chcialam poobijac,a nikt chyba nie mial tzw."damki";))) Nie moja wina,ze tak malo w zyciu na rowerze jezdzilam=)))) Bylam maksymalnie wkur***** ;))) Obiecalam Agacie,ze do Ryczenia pojade,wiec chcialam tego slowa dotrzymac. Zebyscie slyszeli nasza rozmowe przez telefon,jak ona kombinowala,co by tu zrobic z tym rowerem,to byscie jebne** na miejscu (jezeli bylibyscie w mojej szkorze), kiedy dojechalismy do niej po zdobyciu roweru (z rama;)))) Myslalam,ze ja zabije =))) Zmachana jak nie wiem co,jeszcze przed samym wyruszeniem,spocona i nie wiem co jeszcze uslyszalam slowa "Wiesz co...Nie jade" (!!!) . Ehhh....Co za kobieta=))) "Porozpaczalam" sobie jeszcze troche pod jej domem, "pokrzyczalam" troche na nia i w koncu pojechalam do Ryczenia z Jarkiem=DDD (A Ty zaluj mendo jedna,ze Cie nie bylo z nami=PP ). To nie bylo pierwszy raz,jak jej odbilo. Wczesniej byla nasza pierwsza wyprawa,kiedy wprowadzila nas w jakies chaszcze,a jeszcze wczoraj bylysmy nad zalewem i powoli zaczynalo to byc dla mnie normalne,ze ona cos wykombinuje:)) Najpierw zajechalam po nia i juz myslalam,ze sobie elegancko wyjedziemy,ale oczywiscie musielismy sie wracac przez cale miasto do mnie,bo sie uparla,ze mam wziac komorke ze soba=)) Potem bylo w miare spokojnie. Kiedy juz wracalysmy, pozwolilam Agacie prowadzic,co bylo ogromnym bledem,bo najpierw wjechala ponownie w chaszcze,a potem w jakies miejsce,gdzie bylo pelno piachu,po ktorym sama ujechac nie mogla=)) Kiedy juz wyjechalismy,bylam pewna,ze dojedziemy prosto do domu,ale ona ubzdurala sobie,ze w prawo byla droga na skroty czy cos...Taaa...Dojechalismy na jakies gospodarstwo z 10 traktorami i roznego rodzaju ciagnikami.....=)) W ten sposob opisalam moje dwa ostatnie dni,a te wczesniejsze mijaly mi o wiele spokojniej,m.in.na zbieraniu wisni z ziemi z wczesniejszym wstrzasnieciem drzewa,na czytaniu ksiazek,no i spotkaniach z przyjaciolmi of korz=)) Teraz przez nastepne kilka bede odpoczywac,a nie wiem czy jutro wywloke sie z lozka...Jak bede juz w pelni sil,dodam kolejna notke:)) Moze krotsza,moze nie...Nie moja wina,ze mam taka wene ostatnio;))) Trzymajcie sie kochani i korzystajcie z wakacji! =)))))))
*delfi* : :
lip 09 2003 Wakacje w chaszczach...=PP
Komentarze: 14

   Wakacje spedzam aktywnie do tego stopnia,ze teraz ledwo siedze na krzeselku i pisze ta notka;P Wszystko przez wczorajsza wyprawe rowerowa z Agata i z Jarkiem,ale to pozostawmy na deser:)) Wolne dni jak to wolne dni-rodzice mnie wlasciwie rzadko widuja,bo wychodze rano z domu,wpadam do domku na chwile po poludniu i wracam cos kolo 22;))) Jedynie chyba w weekendzik widzieli mnie zza zamknietych drzwi,kiedy to w piatek z tymi samymi osobami,co powyzej;)) (i jeszcze z moim mlodszym o 6 lat bratem...) ogladalismy film "Kasia i Tomek",ktory byl naszym wybawieniem,bo w zasadzie planowalismy obejrzenie jakiegos horroru,ale z niewiadomych powodow nie bylo glosu...=)) Przynajmniej sobie powytykalismy,jacy to okropni sa ci mezczyzni i kobiety=)))) W sobote tez byl filmik..Tym razem "6 zmysl",ale po nim po raz drugi,moj wlasciwie juz 4,obejrzelismy sobie "Kasie i Tomka" =]] Szkoda tylko ze nie bylo z nami Pawla,bo pojechal sobie na 3 tygodnie...A kiedy wroci,to ja wyjade ehhh...Ale i tak nie damy mu spokoju;PP Co do innych moich planow wakacyjnych,to jak narazie nic nie wychodzi..Bylysmy z Agata w Osrodku Pomocy Spolecznej i okazalo sie,ze takimi "prawdziwymi" wolontariuszkami nie mozemy byc ze wzgledu na nieukonczone jeszcze 18 lat,ale pomagac mozemy jakiejs starszej pani,ktora wyrazila na to zgode. Wiecie- spacerki,zakupy,rozmowy itp...Wczoraj zglosilysmy sie po adres szanownej pani,ale nie otrzymalysmy go. A dlaczego? Bo kobiecina sie rozmyslila:)) W czwartek mamy sie zglosic ponownie....

   To teraz nareszcie o tej wycieczce do Ryczenia=))Oglaszam wszem i wobec,zeby potem nie bylo,ze nie mam na to swiadkow,iz nigdy,powtarzam NIGDY(!), nie wybiore sie juz na zadna wycieczke,narazajaca mnie na bol 4 liter i nie tylko, z Agata i Jarkiem,jesli ona bedzie prowadzic!!! =] Owszem,moge sobie pojechac,ale po NORMALNYCH drogach,a nie takich,po jakich nas prowadzila i jezeli ja  bede te drogi wybierac! Pomijam fakt,ze ostatnim razem siedzialam na rowerze ponad rok temu i do tego wczesna godzina poranna opozniala moj refleks,ale to bylo jednym wielkim przegieciem. Jechalismy sobie przez las,bo chlodno i bez ruchu innych,zbednych pojazdow. Potem zatrzymalismy sie przy takiej drewnianej budce, w ktorej oczywiscie Agata musiala sie podpisac i oczywiscie wtedy nadjechal mysliwy,ktory w dodatku zna jej rodzicow=)) Nie wspomne o tym,ze w zyciu zostalam tylko 2 razy,ale jednak,spisana przez policje i bylam wtedy wlasnie z Agata;PP Na szczescie tym razem schodzilam sobie grzecznie po drabince na ziemie;))) Bedac juz jakies 100m od tzw.zalewu w Ryczeniu,ja zadowolona,ze droga minela spokojnie,bez zadnych wyskokow moich przyjaciol, myslalam,ze dojedziemy sobie wreszcie na miejsce,odpoczniemy i wrocimy. To jednak bylo za trudne dla pewnych osob i musielismy najpierw prowadzic rowery pod gorke,pelna traw i korzeni,a potem przez pole zarosniete jakimis chaszczami,bo nawet jechac po tym sie nie dalo. Wszystko byloby dobrze,gdyby nie fakt,ze doszlismy nie na ta plaze,na ktora Agata chciala.Znajdowala sie ona coprawda tylko 60m na prawo,ale trzeba bylo tam dojechac,a zrobilismy to wlasnie przez te zarosla,ktore siegaly mi prawie do pasa. Dobrze,nie przewrocilismy sie,nie stracilismy rownowagi,ale w druga strone bylo o wiele gorzej=) Ja jechalam w srodeczku i w pewnym momencie,kiedy noga zachaczyla mi sie o te przeklete zielska,a jechalam na krawedzi pola i spadu do jeziora,rower skrecil mi w prawo,a ja upadlam w lewo na bok,ale wyladowalam wlasnie na 4 literach..:)) I oczywiscie wspomne tu o Jarku,bo cos malo o nim w tej notce (pochwale go,niech mu bedzie,bo uwaza ze jest dyskryminowamy;)),ktory uratowal mnie przed uderzeniem o swoja kierownice,bo jechal za mna i w ostatniej chwili zdazyl nia skrecic=PPP Pozniej bylo w miare spokojnie,chociaz czekala nas jeszcze okropna,kamienista droga=)) Kiedy sobie tak jechalismy,jakies dzieciaczki krzyczaly za mna "Kudlata" ,a potem tak samo nazwala mnie Jarka babcia, do ktorej to rowniez zajechalismy=) Na szczescie wracalismy NORMALNA,asfaltowa droga,dzieki czemu pewne czesci mojego ciala zostaly zaoszczedzone. Ja ide odpoczywac i Wam tez radze,bo moze sie zmeczyliscie czytaniem tej notki,bo jakas dlugawa troche sie wydaje...=) Pozdrawiam Was serdecznie=))

*delfi* : :
cze 27 2003 Boszkowo rulezzzzzzzzz;]]]]]]]]]]
Komentarze: 16

   Zaczelo sie jak w "Blair Witch Project"...Ciemny las,srodek nocy,chcialoby sie powiedziec "gluchej" nocy... Ale nie...Drzewa odbijaly echa dochodzacych z glebi piskow,przypominajacych zazynane zwierzeta...Po drodze uslyszalam jeszcze wycie psow i cos,co przypominalo mi maszyny w rzezni...Tak sie rozpoczal moj tygodniowy pobyt w Boszkowie,ktore zakonczyl sie dzisiaj o godzinie 10.32 :] Wczoraj mialam juz dosyc i chcialam wracac:)) Nie chodzilo wcale o to,ze w domku nie mialam wody,tylko obok(pomijam fakt,ze byla tylko zimna:)),nie chodzilo o to,ze domek byl na gorce a toaleta na samym jej dole:)) Po prostu tesknilam=) Czy mi sie podobalo? Hmm...Nie bylo zle,nawet do tych warunkow od razu sie przyzwyczailam,ale malo sloneczka bylo. Opalilam sie troche,zwlaszcza jak sobie lodzia po jeziorku plywalam,ale w sumie sloneczko swiecilo tylko 3 dni,a pozostale 3 bylo zimno.Wtedy bralam do reki "Upiorna dlon" Jonathana Carrolla,bo wiedzialam,ze jego ksiazka na pewno bedzie swietna i sie nie pomylilam=)) Wieczorami bylam zmuszona do sluchania Ich Troje i nawet sie oplacilo,bo dwie piosenki mi sie spodobaly=)))))-"Za caly babski swiat" i "Kochac kobiety" z melodia piosenki "Facet to swinia"=)))))) Byly oczywiscie spacerki,grille,kapiele w jeziorku,karmienie kaczuszek i dziabagow(czyli labedzi dla niezorientowanych;)). Jeden dziabag tak pogonil z wody mojego brata,ze kiedy biegl do domu pod gorke rozwalil sobie bidula oba kolanka,a potem przez dwa dni nie wchodzil do wody pod pretekstem bolu w tychze miejscach=) Kazdy wiedzial,ze boi sie labedzi,ale wiecie jak to jest z facetami-macho-pikacho=))))))) Oprocz wodnych stworzonek byla tez wiewiorka,codziennie przebiegajaca kolo naszego domku i kotek Macius,ktory odwiedzal nas codziennie w porach obiadowych i kolacyjnych;))) Slodziutki byl:)))) Prawie tak samo slodki jak 3 sowy,ktore mieszkaly sobie w lasku obok=) Jak sie okazalo,to wlasnie one wydawaly dzwieki,przypominajace mi zazynane zwierzeta;))))) Przez pierwsze dwa dni nie ruszaly sie z  miejsca,dzieciaki draznily je jakimis patykami,pies w kazdej chwili mogl je zjesc,to ja zaraz za telefon i wysylam esa do mojego profesora od biologii z zapytaniem,co mam robic=)) Wyobrazcie sobie,ze odpisal=))) Na szczescie sowom nic sie nie stalo i wkrotce zaczely sobie wedrowac od drzewka do drzewka, polujac na myszy i inne kreaturki=)) W jeziorze woda byla troche zimna,ale z przyzwyczajeniem sie nie mialam problemu=) W koncu delfinka jestem, nie?;))) Zauwazylam jednak,ze ten dzieciecy zapal do siedzenia w wodzie po kilka godzin dziennie przeszedl mi i wystarczalo tylko kilkuminutowe ochloniecie=)) Zalujcie,ze nie widzieliscie mnie,jak wyplynelam lodzia na srodek jeziora i sprobowalam swoich sil w wioslowaniu=)))))) Na poczatku w ogole nie moglam zlapac rytmu,ale potem jak mi dobrze szlo=)) Hohoho,niejedna osoba chcialaby ze mna poplynac;))) Gorzej bylo z moja mama i bratem,ktorzy wioslowali na zmiane i gdy zaczeli wioslowac przy samych trzcinach,ruchami okreznymi lodzi wyplyneli na srodek jeziora=))))))  Dzisiaj wywolalam zdjecia,ukazujace m.in. ich zmagania;))))Fajne miny mieli;))))) O Boszkowie chyba bedzie na tyle:))) Kiedy wrocilam juz do domu,nie zgadniecie,co zobaczylam....Moj ojciec wpadl na kolejny pomysl-nasz piekny brazowo-bialy balkonik przemalowal na zielono-zolty=))))) Wyobrazcie sobie,jakiego nerwa ma moja mama,zwlaszcza,ze w doniczkach sa rozowe pelargonie=)))))))

"....Bylismy na wczasach

w tych boszkowskich lasach

w promieniach slonecznych

opalalismy sie....."

  Teraz nastapi chociaz czesc tego,co chcialam opisac w zeszly piatek,mianowicie zakonczenie roku szkolnego i imprezka klasowa;)))))) W szkole nie bylo tak zle,jak myslalam.Lezka z lezka sie spotkaly,ale kaluze nie powstaly=) Na oficjalnym zakonczeniu,jak to co roku bywa,przez 1,5h sluchalismy idiotycznych przemowien wlacznie z rozdaniem swiadectw,a potem siuuuup do klasy i mamy wakacje=) Po swiadectwo szlam dwa razy heh...:))))) Mam nadzieje,ze to wytna na kasecie;))) Bylo to bowiem tak,ze szlam sobie elegancko po nagrode i myslalam,ze tak jak to bylo w klasie przed nami,swiadectwa beda rozdane pozniej=) Ale oczywiscie nie=) Z mojej klasy ja szlam pierwsze,odebralam nagrode,uscisnelam dlon dyrektorki i wracam zadowolona do reszty,a oni mnie wolaja z powrotem,ze mam sie jeszcze z wychowawczynia ucalowac=)))))) Bueeehehehehe=)))))) To mozna wyciac,przynajmniej tu;)) Najlepiej bylo po poludniu;))))) U Agatki zrobilo sie imprezke klasowa,z ktorej niestety,ze wzgledu na wyjazd, musialam wczesniej wyjsc.Bylo zajebiscieeeeeeeee=))))))) Wypilam swoje pierwsze piwka w zyciu,ale nie mialam fazki hyhy;))) Jazdy niezle tam odchodzily,ja juz wlasciwie nie pamietam,co tam sie dzialo,a bylo tego naprawde duzo=)))))) Pamietam,ze tanczylam macarene do utworu Nirvany:)) Pamietam,ze do hip-hopu tanczylam poloneza z moim partnerem z balu:)) Tarzalismy sie po trawie,potem na cale gardlo spiewalismy "Nie placz,kiedy odjade" i inne polskie hity;)))))))) Nio duuuzio tego bylo=))))) Wszyscy sie do siebie przytulali,gadali bzdury,ale nie przez alkohol;))))) Za duzo tez Wam nie moge zdradzic;)))) Tam trzeba bylo po prostu byc=)))) Jesli czegos nie napisalam,to Agatka dopowie w komentarzu:D Wiem,ze pewnie polowa z Was nie dotrwala do konca tej notki,ale jesli tak,to gratuluje i dziekuje za uwage:) Teraz zabieram sie za komentowanie Waszych notek,pewnie troche ich jest;))))))

*delfi* : :
maj 05 2003 Bez tytułu
Komentarze: 13

Próbuje odnalezc siebie

w smutku ciszy

Znajduje tylko mgielke Ciebie

wieczorowa pora mej duszy

Gdy opada, dla mnie nadchodzi jasnosc

Dla Ciebie otwiera sie droga do wiecznosci ciemnej

Teraz Ty opadasz na dno

Pomieszany ze lzami

Pokryty smutkiem

Wspomnieniami...

 

*delfi* : :