Nawet wiecej niz auc...;))) Przed chwila wrocilam z wycieczki rowerowej,podobnie jak ostatnio,do Ryczenia i wlasciwie nie mam sily,zeby zrobic cokolwiek oprocz powolnego poruszania sie po mieszkaniu,zwlaszcza ze pierwsza polowe dnia spedzilam na basenie=)) Musialam sie tam wybrac z mlodszym bratem,bo nikt nie chcial ze mna isc (=P),a maly,kiedy tylko znalazl sobie kolegow,poszedl do nich,a mnie zostawil sama. Na szczescie spotkalam kilku znajomych i z nimi spedzilam wiekszosc czasu:)) Zaraz po powrocie szybki prysznic i oczekiwanie na wycieczke.Ale co sie dzialo zanim wyjechalismy...Myslalam,ze zabije Agate,z ktora m.in.mialam jechac,ale wszystko po kolei=)) Czekalam w domku na Jarka,bo on tez mial jechac i szukalam kluczy do piwnicy,gdzie mam schowany moj rower=) I co sie okazalo? Ze kluczy nie ma,bo moj ojciec wzial je ze soba do pracy.Niby nic takiego,ale po pierwsze: zaklad mojego ojca umieszczony jest na gorowskim zadupiu,do ktorego nie wiadomo gdzie jest wejscie,wiec po klucze isc nie moglam.Po drugie: nawet gdybym miala telefon do tego zakladu,w 99% nikt by nie odebral (tak mi powiedziala ciotka,od ktorej chcialam nr;)).Po trzecie: Moglam przeciez jechac czyims rowerem,ale jakos nie bylo okazji,zebym jechala na rowerze z rama,a sie nie chcialam poobijac,a nikt chyba nie mial tzw."damki";))) Nie moja wina,ze tak malo w zyciu na rowerze jezdzilam=)))) Bylam maksymalnie wkur***** ;))) Obiecalam Agacie,ze do Ryczenia pojade,wiec chcialam tego slowa dotrzymac. Zebyscie slyszeli nasza rozmowe przez telefon,jak ona kombinowala,co by tu zrobic z tym rowerem,to byscie jebne** na miejscu (jezeli bylibyscie w mojej szkorze), kiedy dojechalismy do niej po zdobyciu roweru (z rama;)))) Myslalam,ze ja zabije =))) Zmachana jak nie wiem co,jeszcze przed samym wyruszeniem,spocona i nie wiem co jeszcze uslyszalam slowa "Wiesz co...Nie jade" (!!!) . Ehhh....Co za kobieta=))) "Porozpaczalam" sobie jeszcze troche pod jej domem, "pokrzyczalam" troche na nia i w koncu pojechalam do Ryczenia z Jarkiem=DDD (A Ty zaluj mendo jedna,ze Cie nie bylo z nami=PP ). To nie bylo pierwszy raz,jak jej odbilo. Wczesniej byla nasza pierwsza wyprawa,kiedy wprowadzila nas w jakies chaszcze,a jeszcze wczoraj bylysmy nad zalewem i powoli zaczynalo to byc dla mnie normalne,ze ona cos wykombinuje:)) Najpierw zajechalam po nia i juz myslalam,ze sobie elegancko wyjedziemy,ale oczywiscie musielismy sie wracac przez cale miasto do mnie,bo sie uparla,ze mam wziac komorke ze soba=)) Potem bylo w miare spokojnie. Kiedy juz wracalysmy, pozwolilam Agacie prowadzic,co bylo ogromnym bledem,bo najpierw wjechala ponownie w chaszcze,a potem w jakies miejsce,gdzie bylo pelno piachu,po ktorym sama ujechac nie mogla=)) Kiedy juz wyjechalismy,bylam pewna,ze dojedziemy prosto do domu,ale ona ubzdurala sobie,ze w prawo byla droga na skroty czy cos...Taaa...Dojechalismy na jakies gospodarstwo z 10 traktorami i roznego rodzaju ciagnikami.....=)) W ten sposob opisalam moje dwa ostatnie dni,a te wczesniejsze mijaly mi o wiele spokojniej,m.in.na zbieraniu wisni z ziemi z wczesniejszym wstrzasnieciem drzewa,na czytaniu ksiazek,no i spotkaniach z przyjaciolmi of korz=)) Teraz przez nastepne kilka bede odpoczywac,a nie wiem czy jutro wywloke sie z lozka...Jak bede juz w pelni sil,dodam kolejna notke:)) Moze krotsza,moze nie...Nie moja wina,ze mam taka wene ostatnio;))) Trzymajcie sie kochani i korzystajcie z wakacji! =)))))))
Dodaj komentarz