Archiwum 22 lipca 2005


lip 22 2005 Bez tytułu
Komentarze: 23

Cholera. Caly czas padalo :] W poniedzialek o godz. 8 wyruszylam na bzyku z wujkiem i ,owszem,dojechalam - zmarznieta i z bolacym kregoslupem. Pogoda jeszcze jako taka byla, ale przez ta podroz siedzialam i probowalam sie ocieplic przez najblizsza godzine. W koncu wskoczylam w stroj i do wody, gdzie o malo co nie zostalam ... zadziobana przez labedzia;D Plyne sobie, plyne i widze male ich stado. Dobra, plyne w innym kierunku, a one na mnie. Zmieniam trase, oby jak najszybciej do brzegu, ale wciaz widze ich wzrok na sobie. Bylam doslownie metr od nich, do brzegu juz niedaleko i...i udalo mi sie :] Moja ucieczka zostala zarejestrowana na kasecie i powiem Wam, ze w zyciu tak szybko nie plynelam;D Rozwalilam sie na reczniku, opalalam sie, w miedzyczasie miala w wodzie miejsce akcja "zaskronce atakuja", przez ktore moj brat o malo nie wskoczyl kuzynowi na barana, bo sie ich panicznie boi :] Po jakims czasie wzielam materac, polecialam do wody, spokojnie sobie na nim plywalam i .. zostalam brutalnie z niego zrzucona przez naszego sasiada :] Plackiem na sloncu lezalam caly dzien, tak na wszelki wypadek, gdyby przez nastepne dni nie bylo slonca i dobrze zrobilam, bo faktycznie prawie nie swiecilo. We wtorek jeszcze dalo sie zyc. Padalo, swiecilo i tak na zmiane. W czasie spaceru na glowna plaze zlapal nas deszcz, przez ktory wrocilismy do domku po ponad 3h. Przynajmniej nie bylo do tego stopnia zimno, zebym nie mogla siedziec na tarasie. No i to cudownie swieze powietrze, dla ktorego, gdyby byla pogoda, moglabym tam siedziec wieki... Dwie bluzy jakos mi wystarczyly, co innego w srode i czwartek, ktore to dni niemal cale przelezalam w lozku, czesciowo z zimna, czesciowo z nudow ;] Moje ruchy ograniczaly sie do machania lapka i wybijania setki much, ktore bzyczaly mi nad uchem i do przewracania stron "Bulgarskiego bloczka" Chmielewskiej, ktorego skonczylam czytac. Odpedzalam nie tylko muchy, ale tez brata, ktory doslownie caly dzien marudzil, zebym grala z nim w karty : Ogolnie nie bylo tak zle, ale ja powinnam sie urodzic i zyc na Karaibach czy w jakimkolwiek cieplym kraju. No i jeszcze brak cieplej wody, ktorej nie tylko mi brakowalo. Spytana przez kolezanke, czy wiem, gdzie tu mozna wziac prysznic, odpowiedzialam "Wiem. W jeziorze". To bylo straszne. Nie dosyc, ze zimno, to jeszcze woda lodowata.  Byly smieszne akcje, np. ciotka udajaca Rumuna, druciany parasol, z ktorego sfrunal caly material podczas silniejszego podmuchu wiatru i komentarz obserwatorow "A no miales parasol, miales" albo wyjscie do toalety - "Ale leeeeeeejeee!" -  "To ja wezme polar z kapturem i parasol" - wychodzimy, idziemy, odchylamy parasol - "Ej, nie pada" :] Od wczoraj rano doslownie odliczalam godziny do powrotu. Myslalam, ze sie rzuce tacie na szyje, kiedy przyjechal po nas 2h wczesniej niz bylo w planach. Dzieki temu 2h wczesniej moglam wykapac sie w cieplej wodzie, co ja mowie - dzieki temu w ogole mi bylo cieplo. Mam nadzieje, ze jak tam wroce za 2 tygodnie, tym razem juz nie z rodzina, a ze znajomymi, to pogoda bedzie i ma byc super. W koncu mi cieploooooooo!

*delfi* : :