Archiwum 18 sierpnia 2005


sie 18 2005 Bez tytułu
Komentarze: 27

O Boszkowie przez miniony tydzien zdazylam juz, wspominajac od czasu do czasu wazniejsze i wazne momenty,zapomniec. Nie bede sie tu wdawac w szczegoly, bo emocje po przyjezdzie juz dawno opadly i nawet nie chce mi sie wglebiac w zakamarki pamieci - wystarcza mi zdjecia :]  Bylo zimno, ale fajnie. Najlepsze byly pierwsze dwa wieczory, kiedy pogoda pozwolila jeszcze na 3-kilometrowy spacer na Pudelkowo, gdzie zycie doslownie tetnilo. Glownie u Dzidasa, gdzie poczatkowo razem z 7 innymi dziewczynami zajmowalam parkiet zanim inni ruszyli tylki do La bamby i innych hitow. Tak bylo w piatek i w sobote. To nic, ze puszczali codziennie ta sama plytke. Moj hiszpanski kaszkiecik oczarowal pewnego studenta logistyki, a przez moje zajebiscie dlugie do polowy plecow, gladkie i PROSTE wlosy, ktore mialam w sobote, dziewczyny nie chcialy mnie wziac na impreze - w sumie slusznie, bo kolega mnie musial ratowac od pewnego natreta,ale sa ludzie i ogry :] Picie tyskich o 3 w nocy nad jeziorem i "wychylylybymy" zimnego Smirnoffa, bo "No Delfi,z Prezesem nie wypijesz?" - tego sie nie zapomina. Znajomosc z sasiadami zza plotu, ktorzy zatruwali innych [czyt. mnie] kielbaskami z grilla [vodka to byl tylko zbedny dodatek:)], wzbogacenie mojego malutkiego doswiadczenia kulinarnego o jajka na chlebie czy tam chleb na jajku,ktory jedlismy codziennie na sniadanie i ktory to rowniez dzisiaj wszamalam z Jarkiem,przez co boli mnie brzuch. Nie zapomne Pani Lochy i rodziny Knurow, jak to nazwal ich Kroki, czyli naszych sasiadow, ktorzy czepiali sie o to,ze: 1. w wc jest balagan pozostawiony zreszta przez grupe,ktora byla przed nami 2. zupki wylewamy pod drzewka,a nie do wc - w zeszlym roku byc moze od tego trzeba bylo wymieniac muszle, bo sie zatkala:] 3.szczytem bylo wtracenie sie, ze kolezanka trzyma nogi na lawce i stwierdzenie "niektorych mamusia wychowala, a niektorych nie" - kto byl niewychowany okazalo sie jeszcze tego samego dnia,kiedy jej wnuki zaczely bekac, a my odwdzieczylismy sie wieczorem przepieknym koncertem, bekania oczywiscie. Byly tez insynuacje, ze niby zostawilismy mocz w gospodarczym [ktory okazal sie olejem], czepianie sie, ze myjemy sie za dlugo [!], stwierdzenie, ze jestem pyskata. Jak dalismy w piec, to byl spokoj:] Nie zapomne spania 11 osob w 4-osobowym domku, porannego wstawania i wykrzywiania twarzy po spojrzeniu w lusterko, inwazji ogromnych zukow, ktore lataly kolo domku i ktorymi chcieli mnie nastraszyc - jak dobrze, ze nie spalam i wszystko slyszalam. Nie zapomne malych kotkow, ktore krecily sie kolo domkow i widoku bawiacego sie z jednych z nim Hebla:], joggingu z Wiola w pierwszy dzien po 2 tyskich, ktore daly nam takiego powera, ze na trzezwo bym tyle nie przebiegla [a mam zwolnienie z w-fu;)], wieczoru, kiedy niemal wszyscy sie pospijali, a ja siedzialam zadowolona i trzezwa:],17-minutowej rozmowy z Jarkiem przez komorke, na kacu, no i przede wszystkim nie zapomne wspanialego uczucia, kiedy po powrocie zanurzylam sie w goracej wodzie :D Wrocilam do domu i odpoczywalam. Odpoczywam do teraz i jeszcze pewnie przez najblizsze dwa tygodnie. Jutro mialam jechac pierwszy raz w zyciu na wesele, ale przykre okolicznosci - smierc dziadka uniemozliwily ten wyjazd. Ten temat jednak ominiemy, bo takie nigdy do przyjemnych nie naleza.. Dzisiaj, 18 sierpnia, ktos obchodzi imieniny, ktos, kto nie przywiazuje do nich duzej wagi, ale milo, kiedy inni pamietaja :] Teraz juz w dosc dobrym humorze, do ktorego jeszcze bardziej przyczynily sie wczorajsze zakupy, z mezczyzna zreszta,ktory nawet duzo nie marudzil z tego powodu i wbrew moim obawom nie doprowadzil do zadnej konfuzyjnej sytuacji w sklepie,do czego jest zdolny:], koncze owa notke i zabieram sie za ciag dalszy naprawde wspanialej ksiazki "Mistrz i Malgorzata" :]

*delfi* : :