Archiwum 21 maja 2005


maj 21 2005 Bez tytułu
Komentarze: 25

Wydawaloby sie sobota jak kazda inna. Poranne chodzenie z pokoju do pokoju, z pokoju do kuchni, jeszcze w pizamie, z potarganymi wlosami, jeszcze ciemnymi. Potem jasniejsze akcenty w postaci pasemek, kolorowe paski na paznokciach, jakies pisemne lekcje, muzyczka w winampie. Po poludniu ksiazka. 'Samotnosc w sieci'. Zupelnie inny swiat. O milosci Jakuba i Natalii, ks. Andrzeja i Anastazji. Wlaczylam 'Dlugosc dzwieku...', potem 'Et si tu n'existais pas', bo przez ten jezyk przemawia taka dziwna melancholia. Piekny smutek, o ile taki istnieje. Nawet spiewalam pod nosem. Juz umiem na wyczucie 'czytac' ten jezyk. I to wcale nie miala byc i nie jest smutna ani romantyczna notka. Tak tylko. Bo czasami trzeba sie wygadac o rzeczach zwyklych-niezwyklych. Tak jak to niebo, na ktore tak uwielbiam patrzec z mojego okna. Zwykle-niezwykle, bo wszystkich, a jednak tylko moje.

/comme un peintre qui voit sous ses doigts natre les couleurs du jour/

*delfi* : :