Sobota, ktora zapowiadala sie strasznie nudno, okazala sie jednym z tych dni, ktorych chcialabym wiecej i wiecej... Obudzona ze swiadomoscia, ze musze spedzic 4 godziny na szkolnym festynie zorganizowanym z racji wymiany polsko-niemieckiej [zupelnie zreszta bez sensu, bo prawie wszystko prowadzone bylo po polsku i Niemcy nic nie rozumieli], ogarnelam sie raz dwa i wyszlam z domu. A bylo tak zimno... I gdyby nie konkurs, do ktorego sie zglosilam, z pewnoscia bym sie wrocila, o ile w ogole zdecydowalabym sie na wyjscie. Na poczatku kilka osob z kazdej klasy stalo pod scena z przedmiotami symbolizujacymi profil [ja trzymalam kwiatka...;D], co bylo kompletna glupota,bo i tak nikt nie zwracal na to uwagi. Potem byla chyba najlepsza z tego wszystkiego wystawa psow i lecial lach albo z tego,ze niektore 'byki' baly sie wejsc na scene albo z imion [nie]dobranych do wielkosci psa i z roznych takich. Jakies wystepy, jakies piosenki, ktore byly juz prezentowane podczas innych apelow, znudzily mnie jak nie wiem co, a konkurs o panstwach anglojezycznych,w ktorym bralam udzial byl na samym koncu. Byly dwie druzyny-piec osob z mojej szkoly i piec z grupy niemieckiej. Ale jakby nie patrzec bylo sympatycznie. Mila atmosfera, w miare latwe pytania, chociaz w dogrywce przegralismy, no i wreszcie koniec! Festynu oczywiscie. Bo jak sie okazalo, najlepsze bylo dopiero przede mna,a wlasciwie przed nami, bo reszte dnia spedzilam z Jarkiem:] Najpierw mnie zaciagnal na mecz siatkowki nauczyciele przeciwko uczniom,a potem pojechalismy rowerami nad wode. Taki jakby replay sprzed kilku miesiecy, bo tez bylo piwo i tez byl 3bit, chociaz my chyba inni. Pogadalismy sobie znowu szczerze i chyba szczerzej juz nie mozna bylo...I Ty wiesz,ze ja wiem,ze bez Ciebie nie da rady. Bo drugiego takiego jak Ty nie ma i nie bedzie:) Dziekuje za to wsparcie, za te slowa, za to,ze byles,jestes i mam nadzieje, bedziesz. Bo takich trzech jak nas dwoch, to ja Was prosze, nie ma ani jednego;D Mielismy wyjechac zanim sie ciemno zrobi, ale oczywiscie nie dalo sie, bo sie trzeba bylo nagadac. Ani ja, ani Jarus nie mielismy swiatel w rowerach, a szczegol, ze spotkalismy dwa razy policje, ktora na szczescie nas olala. Nie wspomne juz o tym, ze sie wyjebalam dwa razy - no co? w koncu jazda w ciemnosciach i po dwoch piwach nie jest taka prosta!:PP A ze trzeba bylo podjechac pod gorke, pedaly byly mokre i wjechalam w Jarka, jak sie odwrocilam nie wiem po co, to juz nie moja wina;D Pomyslelismy sobie, po powrocie, ze skoro jest dopiero 20, to trzeba to jakos wykorzystac, bo dopiero wieczor sie zaczyna;D Poszlismy sobie 'Pod Baszte', gdzie tez sie o malo co nie wyjebalam, jak wychodzilam z WC, bo nie zauwazylam progu ;D Ale bylo milo:]] Do teraz chodza mi po glowie trzy piosenki, ktore lecialy w kolko - 'To, co dobre','Stacja Warszawa' i 'Trudno tak'.Sie wypilo, sie pojadlo [frytki], sie pogadalo o wszystkim i o niczym, o mnie, o Jarku, o nas i czas zlecial, a ja myslalam,zeby 'chociaz przez chwile wstrzymac zegar bezlitosny', bo nie chcialam wracac do domu i myslec znowu o wszystkim od nowa. Dobrze,ze po drodze bylo cieplo i to nie tylko dlatego,ze wypilam...Po powrocie skonczylo sie to,co dobre, zwlaszcza jak sie obudzilam w nocy z jedna mysla 'Pomocy! umieram! niedobrze mi!', a o 8 rano zostalam obudzona wtargnieciem do pokoju mojego ojca, ze slowami 'Ilona, wstawaj! O 9 jest msza za babcie'. Jakos sie trzymam. Glowa juz nie boli.
A ja mysle i mysle i jestem coraz glupsza. . .