Zyje. Co prawda ledwo, bo juz nie pamietam kiedy ostatnio bylam tak zmachana jak dzisiaj, ale juz od jutrzejszego popoludnia zaczne odpoczywac. Ahhh:] Sprawa z ksiedzem sie udala, odzyskalismy go!:] I tym oto sposobem wpadnie jutro kolejna juz bania z religii, bo nie napisalam wypracowania i dzisiaj nie mam zamiaru pisac. Coz, normalka:] Jesli idzie o sobotnia wycieczke rowerowa nad zalew w Ryczeniu, to...:]]]]]]]]]] Tak tak, bylo naprawde swietnie, w kazdym razie przekroczylo to moje oczekiwania:] Napisze to w skrocie, a jesli Was bardziej zaciekawi to zapraszam na blog Ja[h]rusia, ktory opisal wszystko baaaardzo szczegolowo:] Wszystko zaczelo sie od .. zlamanego klucza. Poszlam z Jarkiem do piwnicy, meczylismy sie jakies 10 minut z zabezpieczeniem od roweru, wlasciwie poczatkowo on sie meczyl, a ja stalam i sie smialam, myslac sobie "Wiadomo,chlop sobie nie umie poradzic", wiec wzielam kluczyk w swoje rece i.. zlamalam go. Wypadki sie zdarzaja tak?:] Po wyprowadzeniu roweru wyruszylismy w droge. Obylo sie na szczescie bez wypadkow, wywrotek itepe, itede, chociaz pewna czesc ciala jeszcze mnie troche boli od twardego siodelka. Chwile przed dotarciem na miejsce Jarek chcial mi wmowic, ze nie znam sie na przerzutkach, ale troche mu to nie wyszlo i w koncu bylismy nad zalewem:] Ajj, wialo straszliwie, a ja w samej bluzie, bez kurtki, wiec trzeba bylo pomyslec. Zakosilam wiec okrycie od pana J. i bylo mi cieplo,a on marznal. Podpisalam sie na lawce i na jego piorniku, posmialam sie z jego niezadowolonej miny na widok pewnej grupy dzieciaczkow, ktory zaszczycila nas swoja obecnoscia,a potem takze na widok mojego brata, ktory zjawil sie niespodziewanie z kuzynem [przypominam, ze ma dopiero 11 lat, a juz jaki konfident z niego:>], pogralismy w statki, co mnie chwilowo wyprowadzilo z rownowagi, bo prowadzac na poczatku w rezultacie przegralam, posmialismy sie z jakiegos faceta z synem, ktory o malo co nie wjechal maluchem do wody, a potem stal niedaleko nas i lowil rybki [co znowu "wkurzylo" Jarka], a ja zajelam sie obrzucaniem jego samochodem zoledziami. I nagle, tak calkiem nagle zrobilam sie glodna, a tu nic, nawet guma do zucia juz mi sie zzula i wtedy Jarek zablysnal!:] Wyciagnal z plecaka paczke przepysznych wafelkowo-batonikowych [chociaz wedlug mnie powinny byc batonikowo-wafelkowe] Petitki. Ułaaaa,niebo w gebie:] Tylko potem mi wyszlo, ze w zasadzie nic nie spalilam... Ale bylo cool:] Najlepsze bylo to, ze kiedy tak sobie siedzielismy zauwazylam dwa koniki, zmierzajace w nasza strone. Okazalo sie, ze byl to nasz nauczyciel i Jarka kolezanka z klasy. Chyba ktos byl znowu niezadowolony z tego powodu:]] Szybko sie zmyli, my zrobilismy sobie przedwczesne smingus-dyngus i nadszedl czas powrotu:] Nie wspomne juz o pewnej wywrotce pewnego osobnika, spowodowany nieuwaga drugiego osobnika:]] Uhhh... Oby wiecej takich wypadow:]
Tydzien zaczal mi sie dosc pracowicie. Wczoraj, po 5 lekcjach wrocilam do domu, szybko zrobilam lekcje, chwilka na komputer i siup do szpitala. W ramach wolontariatu, do ktorego od niedawna naleze odwiedzilam utworzony niedawno oddzial-pewnego rodzaju hospicjum, na ktorym obecnie lezy 6 starszych pan. Od jednej z nich uslyszalam historie Pilsudskiego, poznalam wiele innych ciekawostek historycznych i dowiedzialam sie, uwaga cytuje!, ze "faceci to skurwysyny" :] Bylo naprawde sympatycznie i dlatego jutro znowu sie tam wybieram i znowu bede miala pracowity dzien, bo wroce do domu dopiero po 17.. Ale wiem,ze sie oplaci. Nawet nie macie pojecia ile radosci sprawia tym babciom wizyta takich mlodych ludzi.. Jak sie ciesza ze swiatecznych stroikow, welnianych kurczaczkow i bazi.. Ehh.. I wreszcie robie to, co sprawia mi przyjemnosc:]